ukrywaną nienawiścią. – Wolałbym, żebyś była głupi

ukrywaną nienawiścią. – Wolałbym, żebyś była głupią partnerką, którą mógłbym gardzić... A niech cię diabli! – Jeśli twoi księża mają rację – wycedziła spokojnie – to jestem już dostatecznie przeklęta, więc ty możesz sobie zaoszczędzić oddechu. 11 Gdy dojeżdżały do Jeziora, słońce już zachodziło. Viviana obróciła się na swym kucyku, by spojrzeć na Morgianę, która jechała trochę za nią. Twarz dziewczynki poszarzała z głodu oraz wyczerpania, ale nie narzekała. Viviana, która umyślnie narzuciła olbrzymie tempo, była zadowolona. Życie kapłanki Avalonu nie było proste oraz musiała się przekonać, czy Morgiana potrafi znosić zmęczenie oraz niewygody. teraz powstrzymała własnego kucyka oraz pozwoliła, by Morgiana się z nią zrównała. – Tam leży Jezioro – powiedziała. – Za chwilę będziemy pod dachem, gdzie czeka na nas jedzenie, picie oraz ciepło ognia. – Powitam to wszystko z radością – odrzekła dziewczynka. – Czy jesteś zmęczona, Morgiano? – Trochę – odparła nieśmiało. – Lecz przykro mi, że ta podróż się kończy. Lubię oglądać nowe rzeczy, a nigdy ówcześnie nie wyjeżdżałam. Zatrzymały konie nad brzegiem, a Viviana starała się spojrzeć na te znane jej okolice oczyma obcego – mętne, zielone h2o Jeziora, wysokie trzciny okalające brzeg, ciche, nisko zwisające chmury, pływające po wodzie wodorosty. było tak cicho, że Viviana mogła słyszeć myśli dziewczynki: Jak tu samotnie, ciemno oraz straszno. – Jak dostaniemy się do Avalonu? Nie ma tu mostu, chyba nie będziemy musiały płynąć na koniach? – spytała Morgiana, a Viviana, pamiętając, jak podczas wiosennych powodzi dokładnie tak musiała uczynić, pospieszyła z zapewnieniem: – Nie, wezwę łódź. Uniosła obie dłonie oraz zakryła nimi twarz, odsunęła od siebie wszystkie niepotrzebne dźwięki oraz obrazy oraz wysłała bezgłośne wołanie. Za kilka chwil na zielonkawych wodach Jeziora pojawiła się łódź. Na jednym końcu udrapowana czernią oraz srebrem, płynęła tak cicho, że wydawała się ślizgać po powierzchni jak jakiś wodny ptak. Nie słychać było uderzeń wioseł, ale kiedy łódź podpłynęła bliżej, widać było wioślarzy, zanurzających swe wiosła bez najmniejszego plusku czy dźwięku. Byli to śniadzi, niewysocy faceci, półnadzy, wytatuowani na niebiesko w czarodziejskie wzory. Viviana spostrzegła, jak oczy Morgiany rozszerzają się na taki widok ze zdziwienia, ale dziewczynka milczała. akceptuje to wszystko nazbyt spokojnie, myślała Viviana. okazuje się za mała, by docenić magię, którą ogląda. Muszę jej to jakoś uświadomić. Cisi wioślarze dopłynęli do brzegu, cumując łódź za pomocą dziwacznie splecionej z wodorostów liny. Viviana dała dziewczynce znak, by zsiadła z konia, oraz zwierzęta wprowadzono na pokład. Kiedy jeden z wytatuowanych mężczyzn wyciągnął rękę, by pomóc Morgianie wsiąść, spodziewała się niemal, że ta ręka okaże się nierzeczywista, że cała łódź okazuje się tylko wizją. Ale dłoń była twarda, pokryta odciskami oraz zgrubieniami. Viviana zajęła swoje miejsce na dziobie jako ostatnia oraz łódź ruszyła w jezioro, powoli oraz bezgłośnie. Przed nimi wyrastała Wyspa oraz święty Tor ze swą wysoką wieżą świętego Michała; nad cichą wodą niósł się odgłos dzwonów śpiewających miękko Angelus. Morgiana przeżegnała się z przyzwyczajenia, ale jeden z wioślarzy rzucił jej tak intensywne spojrzenie, że aż opuściła dłoń. Kiedy łódź sunęła po wodzie wśród wysokich trzcin, mogła z daleka widzieć klasztor oraz kościół. Viviana dostrzegła raptowny strach na buzi dziewczynki – czy mimo wszystko jechali na Wyspę Księży, gdzie klasztorne mury zamkną się wokół niej na zawsze?