i konie, chyba nie prosi o zbyt wiele? Leodegranz skinął

oraz konie, chyba nie prosi o nadto wiele? Leodegranz skinął głową. – To nie miejsce, by dyskutować o sprawach królestwa, sir Lancelocie. Widziałem, czego potrafisz dokonać z koniem. okazuje się twój, mój gościu. Lancelot skłonił się nisko oraz dwornie podziękował królowi, lecz Gwenifer widziała, że oczy śmieją mu się z radości jak małemu chłopcu. Zastanawiała się, ile mógł posiadać lat. – Pójdź ze mną do zamku – powiedział jej ojciec. – Napijemy się, a ja ci złożę opcję. Gwenifer zsunęła się z muru oraz pobiegła przez ogród do jadalni, gdzie żona jej ojca doglądała kuchennych niewiast. – Pani, mój ojciec nadchodzi z wysłannikiem najwyższego Króla, Lancelotem. Będą chcieli spożywała oraz wina. Alienora rzuciła jej zdziwione spojrzenie. – Dziękuję ci, Gwenifer. pójdź oraz oporządź się, to podasz wino. Ja jestem nadto zajęta. Gwenifer pobiegła do własnej komnaty. Na prosty fartuszek, który dysponowała na sobie, założyła swą najlepszą szatę, na szyi zawiesiła sznur korali. Rozpuściła włosy oraz pozwoliła im swobodnie opaść na plecy. Wiły się od ciasnych splotów. Założyła też swój niewielki złoty diadem oraz zeszła na dół, poruszając się lekko małymi kroczkami. Wiedziała, że w owej błękitnej szacie bywa jej najładniej, ładniej niż w najdroższych nawet strojach. Napełniła miednicę ciepłą wodą z kotła wiszącego nad ogniem oraz wrzuciła do niej płatki róż. Weszła do głównej sali w owej samej chwili, co jej ojciec oraz Lancelot. Postawiła miednicę, wzięła od nich płaszcze oraz powiesiła na kołku, potem podała im ciepłą, pachnącą wodę do umycia rąk. Lancelot uśmiechnął się oraz zrozumiała, że ją rozpoznał. – Czy my nie spotkaliśmy się na Wyspie Księży, pani? – Znasz mą córkę, sir? Lancelot przytaknął, a Gwenifer odezwała się cichutkim, zawstydzonym głosikiem – już dawno odkryła, że ojciec nie lubi, kiedy odzywa się nadto swobodnie. – Ojcze, pan wskazał mi drogę do mego klasztoru, kiedy się zgubiłam. Leodegranz uśmiechnął się do niej z pobłażaniem. – Moja mała trzpiotka, kiedy tylko oddali się od własnych drzwi na trzy kroki, zaraz się gubi. oraz cóż, sir Lancelocie, co główkujesz o moich koniach? – Już mówiłem, panie, są korzystniejsze od wszystkich, które możemy kupić czy wyhodować – powiedział. – Mamy trochę koni z ziem Maurów, z dalekiej Hiszpanii. Skrzyżowaliśmy je z naszymi kucami, więc mamy konie, które są mocne oraz wytrzymują nasz klimat, a przy tym są zwinne oraz dzielne. Ale trzeba ich więcej. Tylu nie zdołamy wyhodować. Ty masz więcej, niż ci potrzeba, panie, a ja mogę ci pokazać, jak je wyćwiczyć oraz prowadzić do walki... – Nie – przerwał mu król. – Jestem starym człowiekiem oraz nie mam ochoty uczyć się nowych bitewnych metod. Byłem żonaty cztery razy, ale moje żony rodziły tylko chorowite dziewczynki, z których większość umierała, zanim je odstawiono od gruczołów mlekowych, a kilka nawet, zanim je ochrzczono. Mam córki: kiedy wydam najstarszą, to jej małżonek poprowadzi do walki moich ludzi oraz konie oraz okaże się je sobie mógł ćwiczyć, jak mu się podoba. Powiedz swemu królowi, żeby tu przyjechał, to o tym porozmawiamy. Lancelot odpowiedział dość sztywno: – Jestem kuzynem oraz kapitanem wojsk mego pana Artura, lecz nawet ja nie rozkazuję mu, gdzie ma jechać oraz co robić. – A więc poproś go łaskawie, by odwiedził starego człowieka, który nie może już oddalać się od swego ogniska – odrzekł król kwaśno. – Jeśli nie przyjedzie dla mnie, to może